Get Adobe Flash player

Korsyka

Od jesieni 2010r wraz z Anią marzymy, a jednocześnie czynimy przygotowania do wyprawy ( chyba po raz pierwszy przez duże „W” ) na Korsykę na trasę GR20. Chcieliśmy się wybrać po 5 września 2012r, jednak komplikacje rodzinne , a w szczególności zawodowe nie pozwoliły na realizację tego  mażenia, być może zostanie zrealizowane w najbliższej przyszłości. 

Calenzana-Refuge d'Ortu di u Piobbu 08.06.2014 G.R.20 część północna

Jest 07 czerwca, około godziny 16. Jesteśmy w Gite d’Etape Municipal w Calenzano. Po zakwaterowaniu i zjedzeniu kolacji zaczyna się nerwowe pakowanie plecaków. Ustawiam z Anią alarm w telefonie na godz. 3.30 i idziemy na rekonesans po Calenzano. Jutro ten dzień, na który czekałem trzy i pół roku. Po mało przespanej nocy (okropne ptaszysko wydające odgłos podobny do alarmu samochodowego skutecznie odganiało sen) o 4.50 wyruszamy na szlak. Dzień biegnie powoli, a plecak z każdą godziną staje się coraz cięższy, mimo znikających litrów wody. Jest bardzo gorąco, na szlaku spotykamy ludzi (para z Danii, troje Basków, dwie grupy młodych Francuzów, samotny Holender), z którymi razem przez kilka kolejnych dni będziemy wędrować. Po blisko dziewięciu godzinach dochodzimy do Refuge d’Ortu di u Piobbu i zaczyna się rytuał, który przez najbliższe osiem dni będę wykonywał: rezerwacja miejsca na polu namiotowym, opłata u gardiena, zakup małego (na początek) piwa, rozbicie namiotu, kąpiel, pranie i – do momentu snu – jedzenie, picie, jedzenie.

Refuge d'Ortu di u Piobbu-Refuge de Carrozzu 09.06.2014 G.R.20 część północna

Dzień zaczynamy o 4.30, na szlaku nie ma tłoku, a w towarzystwie „tubylców” mam na myśli Francuzów raźniej iść i po wczorajszym dniu, chcemy wypocząć przed dzisiejszym marszem. Spod schroniska razem z nami wychodzi grupa około 9 osób. Wędrujemy spokojnym krokiem po jeszcze zacienionych wzgórzach. Na szlaku po raz pierwszy z euforią witamy śnieg nie przypuszczając, że za kilka dni będziemy go mieć serdecznie dosyć. Do przełęczy Bocca Innuminata 1865 m n.p.m. szlak nie jest zbytnio wymagający. Możemy cieszyć oko pięknymi widokami. Pogoda nam sprzyja jest ciepło. Dopiero zejście, trwające prawie dwie godziny, okazuje się wyzwaniem (przynajmniej dla mnie). Luźne podłoże (żwir i kamienie), tumany wzbudzanego kurzu, nie ma gdzie zamortyzować kroku, a do tego słońce w zenicie – niemiłosiernie pali. Około godzinie 15 mamy rozbity namiot, okazuje się, że przy i na mrowisku, ale nie tylko my mamy ten problem. Idziemy się kąpać. Przy posiłku Ania nadmienia, że po jutrzejszym etapie odłączy się ode mnie, by razem z Krzyśkiem pozwiedzać Korsykę i odpocząć na plażach . No to czeka mnie nie lada przeprawa, sam w obcym kraju, na tak trudnym szlaku z moją znajomością języków obcych jak się odnajdę pod kogo się podczepić z kim się zabrać-to pytania na które odpowiedzi będę szukał każdego następnego dnia .